język: polski
english: coming soon

Media

Opowiadania fanów

Fanfiction, czyli opowiadania tworzone przez fanów. Na razie mamy jedno opowiadanie napisane przeze mnie jak byłem jeszcze młody i piękny ;)

Tytuł: Dusza Veltana

Autor: Kalais

S tali przed wrotami ogromnej, zbudowanej z ciemno-szarych głazów, wieży. Pomimo wczesnego popołudnia i święcącego słońca, cała wieża i teren w promieniu pół kilometra, były pokryte gęstą mgłą. Ani promyczek nie mógł się przez nią przedostać. Budowla stała w małej kotlinie. Wszędzie dookoła stały strome, niemożliwe do przebycia góry. Jedyna droga wyjścia znajdowała się za ich plecami. Nie przyjemna, jak się zdawało Arklonowi, mgła była magiczna. Nie przepadał za mistycznymi sztukami, lecz wiedział jak są potężne. Sam umiał kilka najprostszych zaklęć, lecz rzadko ich używał. Jego sojusznikiem były siła, wytrzymałość oraz potężny topór na którym mocniej zacisnął dłonie. Inaczej było w przypadku stojącego tuż obok czarodzieja o imieniu Kalais. Potężny mag, znający bardzo trudne do opanowania czary, był jednym z najznakomitszych członków klanu magów - Braterstwa Vizjerei. W ręku dzierżył dwu i pół metrową Arch-Angel Staff of Wizardry. Pod karmazynową szatą turrinash nosił lekką zbroję płytową, wykutą z pomocą magii, dzięki czemu miała ogromną wytrzymałość. Na jego głowie spoczywała Royal Circlet, korona pokryta złotem i magicznymi klejnotami. Stanowiła kontrast dla czarnej skóry czarodzieja. Kalais zwrócił się do wojownika:
- Brama jest zapieczętowana runami, lecz zdejmę je z łatwością.
Po tych słowach zaczął powoli poruszać ustami i wyciągnął lewą ręką do przodu. Z wrót dobiegł krótki, lecz głośny grzmot. Powoli ogromna para drzwi zaczęła się rozchylać na zewnątrz, skrzypiąc przy tym potwornie. Gdy skrzypienie ustało i wrota były otwarte na oścież, z wnętrza wieży powiał, odczuwalny bardziej psychicznie niż fizycznie, chłód. Wojownik i Mag spojrzeli na siebie, po czym weszli do środka.

R oztaczała się przed nimi wielka sala. Na jej środku można było dojrzeć, zawijające się na górę schody. Na ścianie (jednej, bo była to okrągła wieża), wisiały płonące pochodnie. Pomimo wyraźnie odczuwalnego przeciągu, płomienie zdawały się nie poruszać. Dopiero po dokładnym zlustrowaniu pomieszczenia, w cieniach które rzucały filary poustawiane bez żadnej widocznej symetrii, dostrzec można było około dwudziestu, dwukrotnie większych od Arklona kamiennych Gargoyle. Uwiecznione zapewne przez jakiegoś szalonego rzeźbiarza, przedstawiały siedzące, uskrzydlone potwory o pyskach wynaturzonych orłów i ciałach lwów. Nagle, wojownik zauważył ruch jednej z bestii. Momentalnie rzuciła się na niego, starając się ugodzić go pazurami. Arklon był jednak szybszy. Przeprowadził jedno potężne cięcie toporem w dół klatki piersiowej stwora. Trafiony rozleciał się na tysiące drobnych kamieni. Nie minęła sekunda, jak większość Gargoyle zaczynała budzić się do życia. Nie czekając ani chwili Arklon rzucił się z okrzykiem bojowym na kamiennych przeciwników. Żaden nie wytrzymywał więcej niż dwóch cięć topora. W tym samym czasie, co chwila było widać błyski, oraz czuło się zapach spalonej siarki. To Kalais rzucał Fireball'e, jeden po drugim, aż po Gargoyl'ach zostały tylko odłamki. Gdy Arklon rozbił ostatniego z uskrzydlonych demonów, powiedział:
- Weirdshad chyba już wie o naszej wizycie.
- Wiedział, że go odwiedzimy, od momentu w którym, zabił Veltana. - odpowiedział Kalais z wyraźnym uczuciem smutku i żalu po stracie ich wspólnego przyjaciela, potężnego czarodzieja z klanu magów wschodu.
- A więc ruszajmy.

G dy weszli po krętych schodach, na pierwsze piętro, ku ich zdziwieniu, nie zobaczyli nic oprócz identycznych, nieruchomo płonących pochodni, jakie widzieli na niższej kondygnacji. Jednak tutaj nie zasłaniały ich kolumny. W tej scenerii wspaniale wyglądał Arklon. Na jego idealnie wypolerowanej pełnej zbroi płytowej pojawiały się refleksy światła pochodzącego z pochodni. Przy jego prawie dwumetrowym wzroście i potężnej budowie ciała wyglądało to naprawdę imponująco. Na głowie nosił hełm, przez który można było dojrzeć jedynie oczy Wojownika. W rękach dzierżył potężny, owiany sławą, dwuręczny topór - Meserschmidt's Reaver.

N astępne piętro. I znowu, gotowi na pokonanie każdego przeciwnika, bohaterowie nie zauważyli nic niebezpiecznego. Druga kondygnacja wyglądała identycznie, jak pierwsza, z tą różnicą, że nie było już żadnych schodów prowadzących wyżej, a przecież wieża była wysoka na co najmniej kilkanaście, jeżeli nie kilkadziesiąt takich kondygnacji.
- Tam coś jest. - powiedział Arklon wskazując na ledwo widoczną, półokrągłą, stojącą na kamiennym podwyższeniu, ramę. Gdy ruszyli w jej stronę, usłyszeli chrupanie, które powstawało po każdym ich kroku. Okazało się, że cała podłoga jest szczelnie pokryta kościami, czaszkami i wszechobecnym kurzem. Powoli, ostrożnie stąpając po tej dziwnej powierzchni, ponownie ruszyli. Będąc w połowie drogi oślepił ich krótkotrwały błysk, po którym usłyszeli przerażający jęk.
- One wstają ! - krzyknął Kalais
- Co ?
- Kości !
I rzeczywiście tak było. W całym, ogromnym pomieszczeniu, gdzie nie spojrzeć, kości unosiły się z ziemi, ustawiały w odpowiednich miejscach i formowały się w ten sposób w kompletne, ludzkie szkielety. Z pod warstwy kości, zaczęły wyłaniać się zardzewiałe topory, miecze i tarcze, które również się unosiły i lądowały w dłoniach ożywieńców. Widząc co się dzieje, Wojownik i Mag zetknęli się plecami, i powoli się obracając, zaczęli atakować. Arklon, wymachując dwuręcznym toporem, ciął kilku najbliższych kościaków. Kalais w tym samym czasie, najpierw materializował, a potem rzucał kule ognia we wszystko co się ruszało. Szkielety trawione ogniem momentalnie się rozpadały. Jeden Fireball nieraz niszczył i sześć. Rozpętało się małe piekło - słychać jedynie było chrupnięcia łamanych kości pod ciężkim toporem, wybuchy pod wpływem ognistych kul, oraz bojowe okrzyki Arklona. Gdy padł ostatni przeciwnik, Wojownik zdjął hełm. Z jego twarzy spływał pot, podobnie zresztą jak z Maga.
- Czuję, że to nie koniec niespodzianek. - oznajmił Kalais.
- Obyś się mylił.
Wtem, z części płonących kości zaczął formować się olbrzymi twór. Najpierw pojawiła się czaszka, z której wyrastały rogi, następne były skrzydła, a właściwie tworzące je kości, później, wyglądający jak ludzki, lecz dużo większy, tułów; oraz dwumetrowy ogon, nogi i na końcu zdeformowane stopy z dodatkowym szponem z tyłu. Od stwora biło potężne światło, co chyba nie było dziwne, gdyż cały płonął.
- Zawróćcie lub gińcie. - powiedział nieludzko niskim głosem.
Kalais rzucił w niego Fireball. Ten jednak przeleciał przez Skeleton Demona, jakby go w ogóle tam nie było, i rozbił się o metalową ramę stojącą za potworem.
- Dokonaliście wyboru.
Mówiąc te słowa rzucił się na Wojownika, ten był jednak szybszy i w ostatniej chwili uskoczył, próbując jednocześnie przeciąć demona na pół. Szkielet okazał się szybszy i uniknął ciosu, natychmiast atakując. Tym razem trafił. Arklon z zakrwawioną twarzą padł na ziemię.
- Nieeeeeee !!!!!!
Dookoła Kalaisa formowały się błyskawice, które nagle wystrzeliły ogromną wiązką prosto w przeciwnika. Odrzuciło go na kilka metrów do tyłu, po czym wszystkie kości rozpadły się, a otaczające je płomienie - zgasły. Dookoła Maga zmaterializowała się błękitna poświata, która w ułamku sekundy poleciała w stronę leżącego Wojownika. Zaczęła wnikać w jego rany. Niesamowicie przyspieszyła proces regeneracji. W miejscach gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się otwarte rany teraz pojawiły się blizny.
- Jak się czujesz ?
- Bywało lepiej, - odpowiedział wstając - ale to nie czas na pogawędki, trzeba skończyć co zaczęliśmy.
Podniósł hełm i oddalił się od miejsca śmierci demona.

Z bliska, owa rama, okazała się magicznym portalem, szczelnie pokrytym wszelakiego rodzaju runicznymi ostrzeżeniami przed jego używaniem. Były one zrozumiałe jedynie dla Maga, który zresztą, nie przejmując się nimi zbytnio, zaczął aktywować portal. Na moment otoczyła go taka sama, jak wcześniej, błękitna poświata. Gdy zniknęła, półokrągłą ramą wypełniała, falująca niczym woda, mieniąca się różnymi barwami, poczynając od bieli, poprzez błękit, aż do granatu, powierzchnia. Oświetlała sporą część sali w której się znajdowali.

P ojawili się w kwadratowej komnacie z zakratowanym wyjściem na wprost. Za nimi znajdował się identyczny portal, taki z jakiego przyszli. Po bokach owego wyjścia, na tronach, siedziały dwa ogromne, czerwonoskóre monstra. Z ich głów wyrastały poziomo długie rogi. Z grzbietów wychodziły wielkie skrzydła, które po rozłożeniu miałyby chyba z sześć metrów. Jednak owe stworzenia nie wyglądały na latające, nawet takie skrzydła nie były w stanie ich unieść. Obydwa trzymały w rękach miecze o nietypowych kształtach ostrzy, zwane Falchion'ami. Gdy zobaczyły nieproszonych gości, wstały i ruszyły w ich stronę. Pomimo swoich rozmiarów szybko się przy nich znalazły. Z przerażającym rykiem, obydwa Balrogi, zionęły Piekielnym Ogniem w nieco oszołomionych podróżą przez portal, bohaterów. Jednak, gdy strumienie ognia miały ich dosięgnąć, uskoczyli na boki. Potwory nie dały za wygraną. Balrog atakujący Kalaisa wyzionął następny strumień ognia prosto w czarodzieja. Ten, ponownie, okazał się szybszy, i nie czekając na ponowny atak wroga, sam przeszedł do ofensywy. Dookoła niego zaczęły się formować błyskawice, które po chwili wystrzeliły w przeciwnika. Trafiony, rycząc, odsunął się do tyłu. Drugi, pędzący z niewiarygodną prędkością, Lightning załatwił sprawę. Balrog, wydając potworne dźwięki spowodowane przeszywającym bólem, spłonął w ciągu kilku sekund. Została po nim jedynie kupka popiołu. Tymczsem drugi z uskrzydlonych demonów atakował Arklona z pomocą miecza. Wojownik coraz bardziej był spychany do tyłu, to unikając ciosów, to blokując je toporem. W końcu, gdy Balrog ciął powietrze, Arklon zadał jedno, bardzo silne, ale szalenie precyzyjne cięcie dwuręcznym toporem. Trafiony, podobnie jak jego poprzednik, momentalnie spłonął, zostawiając jedynie trochę popiołu.

D la Kalaisa, posiadającego niezwykłe zdolności telekinetyczne, podniesienie krat nie było żadnym problemem. Szeroki korytarz, który blokowały, rozchodził się na dwa węższe tak, że wszystkie razem, patrząc z góry, tworzyły literę Y. Kilkanaście metrów od rozgałęzienia, korytarze zamykały potężne, drewniane drzwi.
- Rozdzielmy się, ty sprawdzisz te z prawej, ja te z lewej, i spotkamy się tu za 2 minuty. - powiedział Mag. Jego skóra wydawała Arklonowi, a to błękitna, a to ciemnoniebieska, lecz był to jedynie efekt łagodnie pulsującego światła wydobywającego się z portalu. Wojownik pierwszy dotarł do drzwi. Otworzył je bez problemów. Jego oczom ukazała się sporych rozmiarów sala z parą identycznych drzwi po bokach, oraz szerokim korytarzem wychodzącym na wprost. Całe pomieszczenie wypełniały kamienne krypty. Niektóre miały otworzone, i zrzucone na ziemie, pokrywy. Panował tam potworny zaduch. W powietrzu unosił się zapach śmierci. Kalais również nie napotkał problemów przy otwieraniu drzwi. Za nimi znajdowała się mała komnata, z centralnie umiejscowionymi schodami w dół. Nie było więcej drzwi, ani co dziwniejsze, schodów prowadzących na górę.

S potkali się, po upływie, wcześniej ustalonych, dwóch minut.
- Coś tu jest nie tak, czuję że jesteśmy głęboko pod ziemią, a schody prowadzą jeszcze niżej, a te wszystkie drzwi... hmmm... - mówił zamyślony Kalais.
- Nie mogliśmy nic przeoczyć.
- Ale to bez sensu, musi być jakaś krótsza droga...
- Może jest tu jakiś ukryty portal ? - zasugerował Arklon.
- Właśnie, portal ! Dlatego cały czas jest aktywny !
Po chwili Mag zniknął, wchodząc w portal od strony ściany. Aby to zrobić, musiał przecisnąć się przez wąską szparę, pomiędzy ramą portalu, a ścianą. Zaraz po nim zniknął Wojownik.

C zekałem na was - powiedział, chropowatym głosem, starzec w czarnych szatach. Jego twarz zakryta była głębokim kapturem. Za nim znajdowały się regały z księgami, zajmujące całą ścianę. Od nieproszonych gości dzieliła go tylko zamknięta krypta, oraz coś na czym spoczywał wzrok całej trójki. Było to wysokie na około metr, o średnicy około pół metra, przytwierdzone do podłogi zdeformowanymi kościami, jednocześnie tworzącymi mały, szczelny filar zakończony u szczytu czaszkami z powykręcanymi rogami. Owe rogi podtrzymywały szklaną kulę, w której znajdował się jakiś byt. Cierpiąca niematerialna istota, która cały czas przybierała bliżej nieokreślone kształty.
- Veltan ! - krzyknął Kalais.
Tak, to był on, a dokładnie jego dusza uwięziona w jakiejś diabelskiej kuli.
- Dobrze, że przybyłeś. Oprócz jego mocy, posiądę jeszcze twoją !
Mówiąc te słowa odsunął pokrywę krypty. Dzięki światłu padającemu z ogromnych żyrandoli podwieszonych pod sufitem, można było w niej dojrzeć potężne, zakute w zbroje ciało. Przesuwając powoli dłonie nad ciałem, wymawiał słowa jakiegoś zaklęcia. Na moment otoczyła je błękitna mgiełka. Gdy zniknęła, ktoś zaczął wstawać z sarkofagu. Był przynajmniej dwa razy większy od Arklona. Z hełmu i ramion wystawały mu rogi. Trudno stwierdzić, czy były częścią pancerza, czy przez jakieś mutacje wyrosły, przebijając zbroję i hełm. W prawej ręce trzymał miecz, który dla każdego człowieka byłby dwuręcznym, zaś w lewej - sporych rozmiarów, z poszarpanymi brzegami, tarczę.
- Blood Knight, zajmij się tym wojaczkiem. - rozkazał Weirshad, wskazując na Arklona, i jednocześnie rzucił Fireball w Kalaisa. Ten jednak zdążył się przeteleportować kilka metrów w lewo, i sam rzucił dwie ogniste kule w stronę przeciwnika. Nie doszły celu, gdyż nie tylko członkowie Braterstwa Vizjerei znali czar Teleport. Rozbiły się o niewidzialne pole ochronne, które najwidoczniej otaczało wszystkie regały z księgami. Rozpętało się prawdziwe piekło. Magowie co chwila teleportowali się i rzucali Fireballe. Między nimi walczyli Arklon z Blood Knightem. Ten drugi blokował dosłownie wszystkie ciosy wojownika, zadawane z niezwykłą prędkością, jak na dwuręczny topór, który zresztą zdecydowanie nie jest najlepszym orężem przeciwko mieczowi i tarczy. Natomiast ciosy rycerza prawie zawsze dochodziły celu. Zbroja Arklona była straszliwie powgniatana. W dwóch miejscach była nawet rozpłatana i sączyła się krew. Zauważył on jednak, że napastnik walczy bardzo schematycznie. Po zadaniu dwóch, trzech ciosów czekał, aby zablokować przypuszczalny atak, i znowu zadawał dwa, trzy ciosy. Postanowił to wykorzystać. Po następnej serii ciosów, zamarkował cięcie w jego lewy bark. Automatycznie, rycerz, próbując je zablokować, odsłonił się z przodu. Wtedy Arklon ciął go od szyi w dół. Blood Knight zaczął płonąć dziwnym, różnokolorowym ogniem i padł na ziemie w postaci kilku metalowych części. Tymczasem magowie cały czas, to się teleportowali, to rzucali kulami ognia, jednak bez przewagi dla którejś ze stron. Skupieni na walce między sobą, nie widzieli, co dzieje się dookoła. Arklon poczekał, aż Wierdshad pojawił się blisko niego, i z bojowym okrzykiem na ustach, rzucił się na niego. Mag zdążył uskoczyć przed toporem, lecz nie przed Fireballem wystrzelonym przez Kalaisa. Płomienie momentalnie objęły go swoimi mackami. Płonąc, próbował się teleportować, zapewne gdzieś daleko stąd, jednak jego umysł nie działał już prawidłowo, nie kontrolował w pełni tego co robił. Jedna połowa jego ciała pojawiła się w pomieszczeniu, druga - w ścianie. Po chwili eksplodował. Tak kończyło wielu niedoświadczonych adeptów magii, którzy używali teleportacji, nie zgłębiając jej całkowicie. Tak skończył również jeden z najpotężniejszych magów.

W eirdshad został pokonany. Veltan został uwolniony. Nie żyje, ale i nie cierpi. Pewien Czarodziej i pewien Wojownik zbliżają się do tawerny Ogdena, leżącej w mieście Tristram, zbudowanym na ziemiach Khanduras...

Inne działy z sekcji "Media"

· Historia Diablo - Librarius ex Horadrim
· Diablo w prasie drukowanej
· Galeria screenshotów
· Galeria śmiesznych obrazków
· Kanał YouTube